Rozdział 16. (Za trzy punkty)


Niebetowany
Najprawdziwsza z prawdziwych ciot
Przyglądałem się Wojtkowi i Sebastianowi z boku, popijając smętnie piwo. Jedyne co robiłem, to przesłuchiwałem się ich rozmowie, nie uczestnicząc w niej. Rozmawiali o motorach, czyli o czymś, o czym wiedziałem tyle, co nic. Kto by pomyślał, że Sebastian marzył o motocyklu? Aż zacisnąłem dłoń na kuflu, mierząc go zezłoszczonym spojrzeniem. Nigdy mi nic takiego nie powiedział! Jak byliśmy razem, to ciągle opowiadał o koszykówce, myślałem więc, że niczym innym się nie interesuje. Najwidoczniej z Wojtkiem (w ogóle, co za głupie imię!) miał o wiele więcej wspólnego. Musieli się długo znać. Właściwie to mógłbym nawet stwierdzić, bo już przecież tak długo ich obserwowałem znad tego mojego piwa, że chyba coś pomiędzy nimi kiedyś było. A jak Wojtek (imię naprawdę głupie) położył dłoń na ramieniu Sebastiana, tego było już za wiele. Odstawiłem niedopity browar na stół i wstałem. Żeby to, cholera, jeszcze chociaż zwróciło na mnie jego uwagę. To nie. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko dyskutował o wyższości Yamahy nad motocyklami BMW. Że niby BMW musi się jeszcze wiele nauczyć, że kopiuje od innych znanych marek, że Japonia równa się precyzji, no do kurwy nędzy! A Wojtek jeszcze kiwał żwawo głową i przyznawał mu rację. Och, jasne! Też tak uważam. Miałem BMW rok temu, pozbyłem się go najszybciej jak mogłem. Tak, tak, liż mu dupę, to może ci się poszczęści i się do niej dobierzesz, warczałem w myślach, kiedy zabierałem kurtkę z kanapy i jeszcze na odchodnym spiorunowałem ich wzrokiem. Nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi, no bo niby po co? Cholera, już chyba wolałbym zostać na tamtej żałosnej imprezie. Przynajmniej nie musiałbym oglądać Sebastiana flirtującego pół metra dalej z jakimś palantem. Przystojnym, bo przystojnym, ale palantem. Po co mnie, do kurwy nędzy, zaprosił, skoro miał zamiar na moich oczach zarywać jakiegoś Wojtka? – warczałem w myślach, przeciskając się przez ludzi i w końcu wychodząc z klubu. Odetchnąłem ciężko, sfrustrowany po czym oparłem się o zimny mur budynku i wsunąłem ręce w kieszenie kurtki. Chwilę przyglądałem się jakimś bardzo zniewieściałym chłopakom. Obcisłe spodenki, skórzane kurteczki w typie ramoneski, wyżelowane włoski… Boże kochany, gdzie ja byłem? – Niezbyt dobry humor? – usłyszałem niski, wibrujący głos tuż obok. Obejrzałem się i spojrzałem na wysokiego faceta (tak, tu byłem już stuprocentowo pewny, że pomiędzy nogami miał jaja, czego o chłopakach stojących naprzeciwko powiedzieć nie mogłem), nie aż tak starego, ale mógł zbliżać się do czterdziestki. Na sobie miał świetnie układające się ciemne dżinsy i jasny sweter. Uśmiechnął się do mnie szeroko, w wyniku czego w kącikach ust powstały mu lekkie zmarszczki. Był przystojny, nie można powiedzieć że nie. Wyglądał trochę jak wysoki Johnny Depp z tym swoim ciemnym wąsikiem i bródką. Włosy miał dosyć długie, ale idealnie ułożone i zaczesane do tyłu, co jednak nie drażniło mnie tak, jak w przypadku grupki chłopaków (kobiet? Naprawdę, łatwo o pomyłkę) stojących niedaleko. U niego dalej wyglądało to męsko, a nie przesadnie ciotersko. Zastanowiłem się chwilę, co odpowiedzieć. Nie wiedziałem, czy w ogóle chcę cokolwiek odpowiadać. Nie mój przedział wiekowy, dodatkowo – Johnny Depp to nie mój typ. Wolę Heathów Ledgerów. A wszystko to wina pieprzonej piegowatej mendy. – Jak widać – odezwałem się, nie zachęcając go jednak do dalszej rozmowy swoim niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Ale on najwidoczniej nie miał zamiaru odejść, bo znowu się uśmiechnął, po czym sięgnął do kieszeni spodni. – Papierosa? – zapytał, podsuwając mi pod nos papierosy. Aż się skrzywiłem, patrząc na cieniutkie, bardzo pedalskie L&M’y. Zawahałem się przez chwilę, ale w końcu doszedłem do wniosku, że hej, i tak jestem w klubie dla ciot, taki papieros w ręce to chyba nie największy przypał. Sięgnąłem więc po niego i obróciłem między palcami. – Ogień? – powiedziałem, patrząc na niego pytająco. Naprawdę, nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze stał i próbował ze mną nawiązać jakiś kontakt. Spojrzenie którym go obdarzyłem nie należało do najmilszych. W ogóle, nie wyglądałem jak ktoś, kto chciałby towarzystwa. – Jasne – odpowiedział i uśmiechnął się. Wyciągnął zapalniczkę i dał mi znak, że sam chce podpalić mi peta. Zmarszczyłem brwi, ale nic nie powiedziałem, tylko wsunąłem go pomiędzy wargi i nachyliłem się do ognia, nawet nie chcąc myśleć o tym, jak bardzo pedalsko to wyglądało. Zaciągnąłem się mocno i wypuściłem dym nosem. Jeżeli myślałem, że gdy zapalę to chociażby pół mojego zdenerwowania odejdzie w zapomnienie, myliłem się. Byłem tak samo poirytowany jak chwilę wcześniej. – To co się stało? Spojrzałem na niego podejrzliwie. Właściwie… Co taki stary (okej, może nie aż TAK stary, ale łatwiej mi było jednak z myślą, że był stary, a że przystojny, to już zupełnie inna para kaloszy) dziad mógłby zrobić z wiedzą, dlaczego jestem wkurwiony? – Chłopak, z którym kręcę właśnie siedzi – ruchem głowy wskazałem na wejście do klubu – i flirtuje z jakimś gorącym kolesiem. Niby się znają, ale wku… denerwuje – sam nie wiem, dlaczego się powstrzymałem – mnie to. I jeszcze ignorują mnie, jakbym był pieprzonym powietrzem, a na dodatek ta łajza, która mi się podoba – zaznaczyłem – sama zaprosiła mnie do tego pedalskiego przytułku – Chyba w tym momencie powinienem od któregoś „pedała z pedalskiego przytułku” zarobić w mordę. Szczęście, że nie zarobiłem. – A mógłbym być teraz na innej imprezie – nie musiał wiedzieć, że na cholernie żenującej, z samymi rzygającymi i zaćpanymi małolatami – ale jestem tu, palę twojego pedalskiego L.M’a, gadam z tobą i pewnie daję ci jakieś znaki, że z chęcią bym się z tobą przespał. Ale nie, nie przespałbym się. – Naprawdę nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, żebym to powiedział. Po prostu wyrzucałem z siebie słowa, a moja irytacja, wkurwienie i to wszystko, co odczuwałem jeszcze chwilę wcześniej, spłynęło. Facet patrzył na mnie chwilę w osłupieniu. Tego pewnie się nie spodziewał, cholera, książkę mógłby napisać. Po kilku sekundach uśmiechnął się jednak, a nawet zaśmiał. Nie no, zabawne, naprawdę. – To fakt, masz prawdziwy problem – przyznał, jednak bez kpiny. – Nie wiem co ci poradzić… Ale wiem co zaproponować. Może piwo? – Uśmiechnął się. – Jasne. – Przewróciłem oczami. – Myślisz, że jak mnie trochę upijesz, to będziesz miał szanse? – Nie mam pojęcia, skąd w tamtym momencie zebrała się we mnie taka pewność siebie. Nie byłem nawet pijany, ledwo dwa piwa wypiłem. – Nie – powiedział i znowu się zaśmiał. – Po prostu stwierdziłem, że będzie zabawnie wypić z tobą to jedno piwo. Nawet jeżeli kręcą mnie młodsi. – Mrugnął do mnie, a po moich plecach aż przeszedł nieprzyjemny dreszcz. – Zapędy pedofilskie? – prychnąłem i dopaliłem papierosa (te L.M’y strasznie szybko się paliło, jak można w ogóle coś takiego lubić?), po czym rzuciłem niedopałek na beton. – Nie mam osiemnastu lat jeszcze. – Co z tego, że za dwa miesiące będę mieć. Wiedzieć nie musiał. – Mówię, że nie – powiedział i pokręcił głową. – Ale ciszej z tym, nie afiszuj się swoim wiekiem. – Pamiętam, że w tamtym momencie zapisałem sobie w głowie słowo „afiszować” i obiecałem, że sprawdzę, co ono znaczy. Denerwowało mnie to, że znowu byłem gorszy. Może to dlatego Sebastian gadał teraz z Wojtkiem? Był bardziej elokwentny? – Ochroniarze jeszcze usłyszą. – Uśmiechnął się szeroko i machnął na mnie. – Chodź, postawię ci piwo. – To nielegalne, wiesz? – warknąłem do niego, ale poszedłem za nim. Co będę odmawiać darmowemu piwu? – Powiedzmy, że nie wiem ile masz lat. – Wzruszył ramionami i już po chwili znaleźliśmy się w głośnym wnętrzu klubu. Musieliśmy krzyczeć, żeby druga osoba usłyszała. Dlatego właśnie nie cierpiałem tego typu miejsc. Usiedliśmy przy barze i już po chwili przede mną wylądował kufel piwa. Dossałem się do niego, nawet nie myśląc o tym, co ten facet mógłby chcieć osiągnąć przez takie kupowanie mi alkoholu. Bo gdybym pomyślał, już by mnie tam nie było. – A bliznę skąd masz? – zapytał nagle. – Chyba jest świeża – powiedział odkrywczo. No shit, Sherlock! – Ojciec przywalił mi z wazonu, bo wylałem mu piwo do zlewu – odparłem z łatwością, o jaką nigdy bym się nie spodziewał. Nie lubiłem opowiadać o moich domowych sprawach, to było tylko pomiędzy mną, Pawłem i Arkiem, tylko oni znali prawdę. A teraz tak po prostu opowiedziałem to facetowi, którego imienia nie znałem, co więcej, nawet nie wiedziałem, czy mi się przedstawił czy nie. Po prostu ten moment jakoś mi umknął. Wyglądał na zaskoczonego. No kto by nie był, gdyby nowo poznana osoba powiedziała mu coś takiego i to jeszcze z godną pogratulowania obojętnością? – Twój chłopak – że co? Że mójchłopak? – wie o tym? – To nie jest mój chłopak – prychnąłem i poczułem się jakoś dziwnie. Chyba nie miałbym nic przeciwko, pomyślałem w tamtym momencie, gdyby nim był. Bo wtedy miałbym pewność, że o żadnego pieprzonego Wojtka nie musiałbym się martwić. – Okej. – Kiwnął głową. – Więc tamten chłopak, który ci się podoba… – Z którym kręcę – uprościłem. Potaknął. – Więc chłopak z którym kręcisz – spróbował po raz kolejny – wie o tym? Pokręciłem głową. Szczerze mówiąc, nie wyobrażałem sobie nawet, że mógłbym zwierzyć się Sebastianowi. Z jednej strony wydawało mi się, że on dobrze wie, że podejrzewa, a z drugiej… cholera, co go obchodzą moje problemy? Pewnie traktuje mnie jak przyjaciela do seksu. Bo fajnie się robi nawzajem laskę. Fajnie się dotykać. Całować. Spotykać. Ale pomiędzy nami nie było nic więcej. – Co ty – prychnąłem. – On i ja to dwa przeciwne bieguny – wspiąłem się na wyżyny poezji. – On jest szczęśliwym dzieciakiem z bogatymi, kochającymi rodzicami. Nie ma w ogóle problemów, tylko dużo obowiązków. – Wzruszyłem ramionami. – Myślisz, że chciałby słuchać o mnie? O tym, jaką beznadziejną sytuację mam w domu, że jak kilka miesięcy temu umarła moja mama, to zamiast tkwić w żałobie, zrobiło mi się lżej, co więcej, że w momencie, kiedy powinienem mieć tę żałobę, gniotłem się z nim w łóżku i olewałem brata? Znowu się zmieszał. Zaczęło sprawiać mi to chorą satysfakcję. – Nie jest ci łatwo. Doprawdy? – prychnąłem w myślach, ale nic nie powiedziałem, tylko znowu napiłem się piwa. – Mógłbyś spróbować mu powiedzieć. – Uśmiechnął się i kiwnął głową. – Tak w ogóle, jestem Bartek – przedstawił się. Och, więc jednak nie zrobił tego wcześniej. – Kacper – powiedziałem i dopiero po fakcie zdałem sobie sprawę, że lepiej by było, gdybym zmyślił jakieś imię. Za dużo już ten facet o mnie wiedział. Nagle poczułem ucisk na ramieniu. Spojrzałem w górę, prosto na twarz Sebastiana, który nie wyglądał w tamtym momencie na najszczęśliwszego chłopaka na ziemi. – Szukałem cię – powiedział. – Nie chciałem tobie i Wojtkowi – ledwo co wycedziłem to imię – przeszkadzać w rozmowie. – Kątem oka spojrzałem na Bartka. Uśmiechał się lekko, obserwując sytuację. Tylko mu, cholera, popcornu w łapie brakowało i okularów 3D. – Ale widzę, że to ja ci przeszkodziłem w rozmowie z… – Spojrzał na mężczyznę i zmierzył go niezbyt przychylnym wzrokiem. – Bartkiem – odpowiedział i uśmiechnął się, po czym zeskoczył z barowego krzesła i dopił piwo. – To ja lecę – zwrócił się bardziej do mnie, niż do Sebastiana. – Powodzenia – dodał i mrugnął, po czym klepnął mnie w ramię (w to, na którym Seba nie trzymał swojej ręki), po czym wcisnął mi coś w dłoń. Spojrzałem na jakąś zgniecioną karteczkę, a następnie na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał. – Świetnie się bawiłeś? – zawarczał Sebastian, najwidoczniej nie zauważając tego, że Bartek mi coś przekazał. Nie miałem zamiaru go o tym informować, więc wcisnąłem sobie papierek w kieszeń spodni. – Zajebiście, ale ty chyba lepiej – prychnąłem i spojrzałem na niego ze złością, której nawet nie potrafiłem ukryć. Zmarszczył brwi i popatrzył na mnie z zastanowieniem. – Jesteś zazdrosny – powiedział i już po chwili uśmiechnął się jak ten głupi do sera. Zrobiło mi się gorąco. Prawdopodobnie w tamtym momencie kolorem przypominałem jakiegoś pieprzonego pomidora. Byłem zazdrosny, odpowiedziałem sobie w duchu. Byłem cholernie zazdrosny, ale przecież się nie przyznam. Wtedy to już mógłbym przygotowywać się do skakania z mostu. – Idiota, o kogo niby? – warknąłem i żeby jakoś ukryć swoje zdenerwowanie, sięgnąłem do piwa. Dopiłem je do końca. – Spadam – powiedziałem i już miałem wstać, gdy Sebastian przyszpilił mnie do oparcia barowego krzesła, całując mocno. Sapnąłem zaskoczony. Złapał mnie w silnym uścisku za kark i atakował moje wargi, nie dając mi nawet chwili, żebym wdrążył się w pocałunek i jakoś odpowiedział. – Chodź do mnie – sapnął, gdy już się odsunął. Spojrzałem na niego i niewiele myśląc, kiwnąłem głową. Co z tego, że znowu wystawiam Pawła. Co z tego, że się z nim pokłócę. Pieprzony Sebastian. To wszystko jego wina.
Nie wiedziałem, czy mama i ojciec Sebastiana byli w domu. Prawdopodobnie ich nie było, skoro zaczął mnie mocno całować już, gdy tylko wysiedliśmy z taksówki, przemierzyliśmy drogę spod bramy do drzwi wejściowych i minęliśmy próg. Złapał mnie za poły kurtki, pchnął na najbliższą ścianę i przygniótł do niej całym swoim ciałem, całując niecierpliwie. Nadał bardzo szybkie tempo, ledwo za nim nadążałem, ale czułem, że zaczyna mi być gorąco w wiatrówce. W ogóle – w ubraniach. Mógłby je ściągnąć, pomyślałem, wsuwając dłoń w jego przydługie na czubku głowy włosy. Kuł mnie nieco swoim kilkudniowym zarostem i, o cholera, to było bardzo seksowne. W tamtym momencie nie wiedziałem, jak pocałunki od kobiet mogą podniecać. Przecież te ostre włoski, zahaczające o usta, brodę, policzki… Wydaje mi się, że od tego zrobiłem się twardy. Chociaż, kto tam może wiedzieć, bo może to była ręka Sebastiana, która pojawiła się pod moją koszulką? A może kolano pomiędzy moimi udami, uciskające moje krocze? Albo zapach. O Jezu, ten to był nieziemski. Pachniał jakimiś drogimi perfumami, na które mnie w życiu pewnie nie będzie stać. Tak, przez te wszystkie bodźce mogłem zrobić się twardy. Stęknąłem, jęknąłem, sapnąłem, sam już nie wiem co wydobyło się z moich ust, ale z pewnością nie było męskie. Klub w którym byliśmy chwilę temu zrobił swoje, zamieniałem się w najprawdziwszą z prawdziwych ciot. Jeszcze chwila, a będę mówić w formie żeńskiej, jak te pedały z Lubiewa. Gdyby Paweł się dowiedział, że czytałem tak gejowską książkę, zabiłby mnie. Znalazłem ją w bibliotece, bo przez przypadek zaplątała się w dziale fantastyki i jak tylko przeczytałem, że jest o gejach – czyli o mnie też – sięgnąłem po nią, a później żałowałem, że nie wypaliło mi oczu. Sebastian odsunął się ode mnie na chwilę, złapał za nadgarstek i pociągnął w górę schodów. Biegliśmy tak szybko, że plątały nam się nogi, prawie się wywracaliśmy na tych głupich stopniach, których było o wiele za dużo, a podczas ruchu nasze erekcje nieprzyjemnie ocierały nam się o materiał spodni, które w tamtym momencie wydawały się za ciasne. Ale w końcu dotarliśmy. Nie miałem czasu oglądać pokoju Sebastiana i bałaganu w nim panującego, bo chłopak pchnął mnie na niezasłane łóżko i przycisnął do materaca całym swoim ciałem. Znowu całował mnie mocno, pozbywając się to z siebie, to ze mnie, ubrań. A ja tylko oddawałem pocałunki, przesuwając ręką w jego włosach, a drugą sunąc po jego plecach. Odpowiadało mi coś takiego. To, że Sebastian zajmował się wszystkim. Gdzieś pojawiła się nawet myśl, że podoba mi się wizja bycia zdominowanym, ale tak szybko jak się pojawiła, tak też zniknęła, bo chłopak zacisnął dłoń na moim wyprężonym członku, a następnie zsunął się na jego wysokość i objął główkę ustami. Wierzgnąłem dziko i już po kilku sekundach doszedłem, nie wytrzymując. Sebastiana najwidoczniej ten nagły orgazm zdziwił, ale przełknął wszystko i spojrzał na mnie. Zaczął mnie masturbować, najwidoczniej chcąc, abym znów był twardy. Odetchnąłem ciężko i przyciągnąłem go do pocałunku. Lubiłem to robić. Miał przyjemne w dotyku usta, nieco szorstkie, ale miękkie. Nasze zęby otarły się o siebie, bo całowaliśmy się niezgrabnie. Szybko, mocno, męsko. I już po chwili znowu mój wacek był gotowy do działania, tym razem jednak Sebastian zostawił go w spokoju. Pieścił przez chwilę moje jądra, na co ja odchyliłem nieco mocniej uda i już po chwili poczułem palce tam, gdzie nie powinno ich być. Spiąłem się i spojrzałem na niego nieco spanikowany. – Co ty…? – sapnąłem, gdy dotyk zrobił się nieco bardziej nachalny, ale przy tym przyjemny (cholera, nie tak powinien mówić prawdziwy facet, widać, zciotowaciałem do reszty). Sebastian spojrzał na mnie i pocałował mocno. Skapitulowałem. Właściwie… chciałem go poczuć. Zobaczyć jak to jest być na dole. Pod kimś. Nie, nie pod kimś, pod nim. Kazał mi się odwrócić. Powiedział coś, że tak będzie mniej boleć. Momentalnie zdenerwowałem się jeszcze bardziej. Jak, do cholery jasnej, boleć? Czy seks z natury nie powinien być przyjemny? Jakoś nie nakręcała mnie myśl o tym, że ta konkretna partia mojego ciała będzie piec. Ale nic nie powiedziałem. To niepodobne do mnie, bo milczałem jak zaklęty, przyjmując każdy dotyk. Całował mnie po plecach, chyba na uspokojenie, chociaż nie chciałem tak o tym myśleć. Spróbowałem w ogóle się wyłączyć. Odciąć od tego pokoju, domu. Od myśli, że zaraz będę pieprzony. Nie było przyjemnie, gdy zaczął mnie rozciągać. Nie podobało mi się ani trochę, panikowałem. Zaczynało boleć, ale zabolało tak naprawdę dopiero wtedy, gdy we mnie wszedł. Chyba nawet coś stęknąłem pod nosem, zaciskając dłonie na poduszce pachnącej Sebastianem. Ale minęła chwila. Jedna, druga, aż w końcu zrobiło się… przyjemnie? Tak do bólu przyjemnie. Trafiał w jakieś miejsce, nie miałem nawet pojęcia, że coś takiego tam jest i jedyne co mogłem, to tylko jęczeć pod nim i prosić o więcej. Szybko skończyłem, ale co najdziwniejsze, nawet nie dotknąłem swojego członka. Doszedłem od, o cholera, aż wstyd, samego pieprzenia mnie w tyłek. Naprawdę, mogę przybić piąteczki największym ciotom z klubu, w którym kilkadziesiąt minut temu byliśmy. Opadłem na poduszkę zmęczony, a po chwili i Sebastian przygniótł mnie swoim ciałem. Od razu jednak zreflektował i przewrócił się na bok, oddychając ciężko. – I jak? – zapytał, po czym pochylił się do mnie i pocałował w łopatkę. Uśmiechnąłem się leniwie patrząc na niego kątem oka z połową twarzy wciśniętą w poduszkę. Nie odpowiedziałem, bo co miałem powiedzieć? Że super? Że mi się podobało? Ale zrozumiał. Zaśmiał się nawet i przytulił do mnie. Trochę w tamtej chwili przypominał misia. Albo psa. Tak, jednak SonGoku to on się nie wyprze. Leżeliśmy chwilę w luźnym uścisku, uśmiechając się do siebie jak dwaj idioci. Dopiero teraz zauważyłem, że w gorączce podniecenia udało nam się zapalić światło, ale znów zapowiadało się, że będzie się tak świecić do rana. – Kocham cię – usłyszałem nagle i zamarłem. Spojrzałem w dół, na Sebastiana, który przyciskał policzek do mojej piersi. Serce biło mi szybko, jednak nie miało to nic wspólnego z wysiłkiem, jaki przeżyłem chwilę wcześniej. Zdenerwowałem się? – Co? – zapytałem. Może się przesłyszałem? – myślałem gorączkowo. Ale po chwili zauważyłem, że Sebastian już śpi. Ja jednak nie mogłem zasnąć. Nie po tym, co usłyszałem. Zastanawiałem się, czy powiedział to nieświadomie, w fazie półsnu. A jak to była prawda? Tylko zawsze wydawało mi się, że Sebastian jest kolesiem, który nie myśli na poważnie o naszym dziwnym układzie. Takie wyznanie zupełnie mi do niego nie pasowało. W końcu jednak zasnąłem. Dzięki Bogu mi się to udało, bo już zaczynała boleć mnie głowa od natłoku myśli.
***
To najkrótszy jak dotąd rozdział ZTP. Ale czasami po prostu nie można nie uciąć w danym momencie :)
  • Love
  • Save
    Add a blog to Bloglovin’
    Enter the full blog address (e.g. https://www.fashionsquad.com)
    We're working on your request. This will take just a minute...