Rozdział 3. (Akademik)


Betowała Akari

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej...
Mateusz nie miał zamiaru już wychodzić na żadne imprezy i całkiem dobrze mu to szło. Dorian jeszcze kilka razy próbował go gdzieś wyciągnąć, ostatecznie jednak sam doszedł do wniosku, że to nie ma sensu, bo w momencie gdy próbował go namówić, Mateusz najbezczelniej w świecie udawał, że go nie widzi i nie słyszy. Czasem zachowywał się jak dziecko i miał tego świadomość, ale zignorowanie Doriana było najlepszą metodą. Już zdążył się nauczyć, że nic go tak nie denerwowało i nie zniechęcało, jak właśnie olewanie.
Przez następny miesiąc siedział więc bezpieczny w akademiku. Nie wracał nawet do domu na weekendy, bo w końcu to wiązało się z wyruszeniem do miasta, wsadzeniem swoich czterech liter do autobusu, a później jeszcze przejściu kilku kilometrów pieszo, a na to był zbyt leniwy. Już wolał śmierdzący pokój w domu studenta niż taki sport wyczynowy z torbą pełną ubrań. Co jednak mógł robić, siedząc całe dnie w akademiku? Skoro nie imprezował, to pozostała mu tylko nauka… I oczywiście cała masa gier RPG. Postawił na to drugie, znacznie ciekawsze, niż wkuwanie gruntów i kreski.
***
Wszedł na aulę zaspany, ledwo co widząc na oczy. Całą noc siedział i czytał Stephena Kinga, a położył się spać krótko przed piątą. Jak stwierdził, nie było to zbyt dobrą decyzją, bo kiedy tylko zajął miejsce miał wrażenie, że zaraz jego głowa wyląduje na stole. Miał cichą nadzieję, że na wykład z rysunku przyjdzie trochę więcej osób niż zwykle. Studenci budownictwa jakoś nie przejmowali się wykładami, bo skoro nikt nie sprawdzał na nich obecności, to po co się fatygować? Mateusz też mógłby zostać w pokoju i odespać zarwaną noc. I prawdopodobnie by tak zrobił, gdyby tu nie chodziło o ten przeklęty rysunek techniczny, który prześladował go nawet w snach. Zawsze gdy pojawiał się na auli, miał maleńką nadzieję, że jego wątpliwości co do tego przedmiotu rozwieją się po rzetelnym wytłumaczeniu tematu przez profesora… Wszystko jednak się komplikowało, gdy wykładowca zaczął mówić. Jego słowa momentalnie zbijały się w jedną, niezrozumiałą papkę. Przez chwilę Mateusz jeszcze próbował coś z niej wyciągnąć, cedził w myślach zdania, analizował, aż wreszcie dawał sobie spokój, jednym uchem wpuszczał – drugim wypuszczał. Czasem też zdarzało mu się przysnąć, czy wyciągnąć telefon i połączyć się z siecią, wszystko to oczywiście było absolutnie odruchowe! I teraz też, jego głowa, absolutnie odruchowo, opadała na ławkę, a nawet jeszcze profesora nie było w pomieszczeniu, nie mówiąc już o rozpoczęciu się cholernie nudnego, ciągnącego się jak flaki z olejem, wykładu. – Nie śpij, bo cię okradną! – usłyszał obok siebie i było to tak niespodziewane, że aż podskoczył, uderzając kolanami o oparcie drewnianego krzesła, jakie znajdowało się przed nim. – Dorian, kurwa – warknął i miał ochotę go walnąć. – Co się stało, że przyszedłeś na wykład? – To było jednak silniejsze. Aż popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami, nie mogąc wyjść z szoku, że jego sąsiad pojawił się o tak wczesnej godzinie na uczelni, co więcej – na zajęciach! A na dodatek miał przy sobie notatnik i długopis. Niech się jeszcze okaże, że Dorian przyszedł tu z pełną wiedzą na temat tego, co właśnie przerabiali, to on chyba padnie i nie wstanie ze zdziwienia. – Nie wiem – powiedział, rozsiadając się. Kątem oka zerkał na Mateusza, któremu z nieznanych przyczyn, zrobiło się nieco goręcej. Mateusz poczuł też napływ dziwnej nerwowości, jakiej nie odczuwał nigdy przy nikim, ostatnio jednak coraz częściej towarzyszyła mu, gdy pojawiał się Dorian. – Dla rozrywki? – Tu raczej rozrywki nie znajdziesz – westchnął, ale uśmiechnął się pod nosem. Jego samego dziwił fakt, że dogadywał się z tym chłopakiem, co wcześniej wydawałoby mu się niemożliwością. A jednak, Dorian był całkiem ciekawą osobą. – Mówisz? No nic, to spadam – parsknął śmiechem, ale nawet się nie poruszył. – Jak tam u Piotra? – mruknął i żeby ukryć swoje zainteresowanie tematem, pochylił się do torby w poszukiwaniu kartek do notowania. Zeszytów nie posiadał, bo i po co. Z długopisami czasem też miał problem, notorycznie więc pożyczał, a później nie oddawał, bo zapominał. Aż dziw, że kiedyś tak dobrze mu szło w liceum i że tak świetnie zdał maturę. Coraz częściej wydawało mu się, że jeszcze chwila, a szykując się na zajęcia zapomni samego siebie. – Śpi – odparł krótko i wpatrzył się w niego, nawet tego nie kryjąc. Mateusz aż powiercił się nerwowo na krześle, a po chwili udał, że przegląda swoje stare notatki w poszukiwaniu… sam nie wiedział czego. – Wczoraj nieźle się bawiliście – mruknął, starając się nie brzmieć na zbyt zainteresowanego. – No, mówiłem, żebyś wpadł. – Dalej nie spuszczał z niego wzroku, co zaczynało powoli Mateusza irytować. Spojrzenie Doriana było dosadne, zawsze patrzył prosto w oczy i zdawało się, że przewiercał nim na wylot. Nawet gdy rozmowa tyczyła się czegoś banalnego, jak na przykład kolokwia z matematyki, jego wzrok był nieustępliwy. Śledził nim swojego rozmówcę, okazywał mu zainteresowanie, a zarazem miało się wrażenie, jakby Dorian wiedział o drugiej osobie wszystko, obojętnie kim by ona nie była: sprzedawczynią w warzywniaku, wykładowcą czy chociażby, dla przykładu, Mateuszem. – A ja mówiłem, że nie chcę – burknął, rozkładając papiery a stoliku. – Nie chcę już pić. – Nigdy? – Nigdy – brzmiał bardzo stanowczo. Naprawdę nie chciał już tknąć alkoholu, czego najwidoczniej Dorian nie potrafił pojąć. No tak, w końcu on pił bezustannie, dzień w dzień ich pokój trząsł się od muzyki. Ciągle śmierdziało w nim oparami alkoholu, papierosów i marihuany. – Złamiesz się jeszcze kiedyś – powiedział ostatecznie i w tym momencie do auli wszedł niski, pulchny mężczyzna o zabójczym wzroku. Wśród studentów zyskał przydomek kobry, mimo to wcale nie był groźny, a jedynie na takiego wyglądał. W końcu, gdyby się go bano na uczelni, wykłady, które prowadził nie byłyby aż tak ignorowane. – Zaraz pewnie pożałuję, że nie zostałem w łóżku – westchnął ciężko Dorian i z miną cierpiętnika wysunął nogi przed siebie, zakładając ręce na piersi. Mateusz uśmiechnął się pod nosem, pomyślał dokładnie to samo.
***
Pierwszy listopada w tym roku wypadł w piątek, więc dla wszystkich oznaczało to tylko jedno – dzień przedłużający weekend. Dla studentów mieszkających w akademiku był to też swoisty znak, że w końcu trzeba spakować torby i ruszyć w odwiedziny do rodzin. I jakby się nie chciało, jak daleko nie byłoby na przystanek PKS-u czy dworzec PKP, trzeba zebrać tyłek, wrzucić jakieś gacie do plecaka (bo w domu nie zostało prawie nic, no ile można mieć par majtek?), dorzucić jeszcze notatki, w końcu zbliżają się koła, i jechać. A później udawać, że tak, w domu studenta wszystko w porządku. Imprezy? Jakie imprezy!? Wszyscy się uczą, porządni są. Mateusz też musiał wrócić, nie był w rodzinnych stronach już jakiś czas, tylko raz na początku października tam zawitał, później nawet mu się nie chciało. Teraz też nie palił się, żeby jechać, ale święto zobowiązywało, myślał, wrzucając ubrania do plecaka. Przy okazji przeklinał wszystkich i wszystko. Nie miał zbyt dobrego humoru. Ciotka, której nawet nie znałem, na pewno będzie zła, że nie przyjechałem odwiedzić jej grobu, rozmyślał poirytowany. Próbował mamę przekonać, że jego przyjazd nie jest konieczny, wciskał jej, że miał masę nauki (tak, a całymi dniami siedział i oglądał Grę o tron), jednak kobieta pozostawała nieugięta. Wiedział, że się na niego obrazi, jeżeli nie wróci do domu, nie chciał więc wywoływać wojny. I tak wyjeżdżał z akademika jako jeden z ostatnich, dom studenta już świecił pustkami, na korytarzach prawie nikt się nie kręcił, dookoła panowała przerażająca cisza. Wyszedł z pokoju z plecakiem, zakluczył drzwi, bo Mietek wyruszył w rodzinne strony kilka godzin wcześniej, i już chciał iść, gdy spojrzał na Doriana, który właśnie wyjrzał z toalety. Wcale nie przypominał kogoś, kto za chwilę miałby zabrać spakowane rzeczy i udać się na przystanek, żeby wrócić do domu. Był w dresowych spodniach i jakimś porozciąganym podkoszulku, a na bosych nogach miał granatowe klapki kąpielowe. – Zostajesz? – zapytał więc Mateusz ze zdziwieniem. – No – mruknął Dorian i uśmiechnął się do niego, opierając o ścianę w wąskim korytarzu, jaki łączył kilka pokoi w jedną kondygnację. – Miłego – dodał i przyłożył dwa palce do skroni, po czym nimi machnął, zupełnie jakby salutował. Mateusz stał jeszcze chwilę i patrzył na niego z niezrozumieniem. Może i gdyby miał możliwość, sam by z chęcią został w akademiku, taki odludek jak on wreszcie poczułby się dobrze w domu studenta, nikt przynajmniej by mu nie przeszkadzał. Dorian jednak nie był kimś, kto uciekał od ludzi. Lubił być wśród nich… W takim razie, czy pasowało mu siedzenie w prawie opustoszałym budynku? – Nie będziesz się nudzić? – Postanowił więc zapytać. Sam nie wiedział dlaczego w ogóle go to interesowało. Dlaczego od kilku tygodni tak ciągnęło go do Doriana, przecież zwykle gardził takimi ludźmi jak on. Chyba co noc w jego łóżku była inna kobieta (Facetów Mateusz jeszcze nie widział, ale kto wie. Może po prostu się dobrze ukrywał? Albo był heteroseksualny.), a to go aż obrzydzało. Nie rozumiał, dlaczego same cisnęły mu się pod kołdrę, skoro renoma Doriana jako Casanovy była powszechnie znana. Mateusz doszedł do wniosku, że po prostu udawało mu się trafiać na chętne idiotki, innej opcji nie było. – Nie no, jakoś dam radę. – Zaśmiał się i mrugnął do niego, jak to miał w zwyczaju. – Weź, bo jeszcze pomyślę, że się o mnie martwisz. Możesz pisać mi listy – parsknął, jak zwykle będąc w znakomitym nastroju. Ale czy można mieć dobry humor przez cały czas? – Nie zapomnij tam gdzieś dodać wyznania miłosnego. Może mi wierszyk napiszesz? – Uśmiechnął się szeroko, pokazując wszystkie swoje zęby. Dosyć równe i białe. – Na górze róże, na dole bez, wal się – prychnął Mateusz i ruszył do wyjścia na korytarz. – Jak będziesz do mnie pisać, to bardziej się postaraj! – krzyknął jeszcze za nim, a on, kiedy wiedział, że Dorian nie mógł zobaczyć wyrazu jego twarzy, uśmiechnął się pod nosem. Może właśnie za to go lubił? Tylko czy Dorian nie był taki dla wszystkich?
***
– O matulu najświętsza! Jeszcze bardziej żeś schudł! – Tymi słowami został powitany przez matkę, kiedy tylko stanął w progu domu. – Wiedziałam! Mówiłam! Nie jedź, zostań tutaj, praca jest, pieniądze są, to ty żeś mi się uparł – mówiła, niemal siłą ściągając z niego plecak. – Buty zebuj, nie będziesz mi łaził tymi zabłoconymi adidasami po dywanie. – Mateusz uśmiechnął się pod nosem, jak zwykle buzia mamy się nie zamykała. Wyrzucała z siebie słowa z prędkością światła, tworząc oczywiście niepoprawne konstrukcje zdań i zapożyczając słowa z gwary. Kiedyś jeszcze ją poprawiał, teraz uważał już, że nie powinien tego robić. Była jego mamą, jak bardzo niepoprawnie by nie mówiła, szanował ją i nie chciał wytykać błędów, bo wiedział, że po tym robiło się jej przykro. Nawet jeżeli tego nie pokazywała. – Dobrze, żeś do nas wrócił. Z Jarka taki rojber się zrobił, że nic, tylko złapać za fereta i wstrząsnąć – mruczała, kiedy szedł za nią do góry, do swojego pokoju. – Posprzątałam ci ten bałagan, jak wyjechałeś, to żeś nawet bambetli nie ułożył! Jo nie wiem, jak ty se tam radzisz. Dlatego taki chudy! – marudziła, a Mateusz uśmiechał się jedynie pod nosem, zdając sobie sprawę, że mu brakowało mamy. – Weźmiesz zara auto i pojedziesz po babke. – Odwróciła się do niego przodem, gdy byli już w jego sypialni. Uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy i zastąpiła go niechęć. – Mówiłaś, że Felek zrobił prawo jazdy. – Spróbował się wykręcić. O ile jeszcze z jego mamą dało się wytrzymać, o tyle babcia była dwa razy gorsza. Zawsze wszystkimi przewodziła i absolutnie każda rzecz musiała być zrobiona tak jak ona chciała. Jednak na starość zrobiła się bardzo zrzędliwa, czasem od słuchania uszy mu więdły i żeby nie powiedzieć nic złośliwego, musiał odejść na bok albo po prostu gryźć się w język. – Felek to mi prawie wóz rozwalił na prostej drodze! Ja nie wiem, jak mu dali to zdać. Same osły tam siedzą, że kogoś takiego jak on na ulice wypuścili! – warczała, a Mateusz tylko pokiwał ulegle głową, nie chcąc się z nią kłócić. Przemęczy się jakoś te kilkanaście minut z babcią w samochodzie.
***
Dzień był straszny. Nawet codzienne imprezy, które odbywały się w akademiku nie były tak ciężkie do wytrzymania jak jeżdżenie z babcią i całą resztą rodziny po grobach, a później wspólne siedzenie przy stole. Nienawidził takich spotkań, kiedy to każdy zachowywał się sztucznie i trzeba było się uśmiechać, żeby nie urazić gospodarza. I te pytania, no nic, tylko walić głową w stół. I jak ci tam Mateuszku w wielkim mieście? Ach, budownictwo? Słyszałam, że to przyszłości nie ma! No nic, nic. Studia to teraz pic na wodę, lepiej do Anglii czy Ameryki do pracy! A dziewczynę już masz? No jak to, taki chłopak jak ty nie ma żadnej sympatii? Rzygać mu się chciało, jak słuchał tego gadania. Ale już było po wszystkim, mógł zamknąć się w swoich czterech ścianach, wleźć pod kołdrę z laptopem na kolanach i odetchnąć. Tutaj, w pokoju który prawie nie zmienił się od jego dzieciństwa, jedynie ściany zostały odmalowane, czuł się bezpiecznie. Bezpieczniej niż w akademiku. Gdyby mógł, faktycznie z chęcią by tu został, ale nie chciał całego życia spędzić na prowadzeniu gospodarstwa. Nie nadawał się do tego. Jak zwykle, najpierw posprawdzał maila i fora na jakich się udzielał. Dopiero później zajrzał na facebooka i zdziwił się, kiedy dostał wiadomość od Doriana. Momentalnie uśmiechnął się pod nosem, a gdy zdał sobie z tego sprawę, ucieszył się, że był sam i nikt go w tamtej chwili nie widział. „Żyjesz?” – napisał mu chłopak, a on dobre pięć minut zastanawiał się co odpisać. Nie chciał brzmieć tak, jakby ucieszył się, że Dorian się do niego odezwał, ale też bał się, że krótka odpowiedź: „no” będzie zbyt olewająca. W końcu wpadł na genialną, jego zdaniem, odpowiedź. „Jeszcze” – wystukał więc na klawiaturze i ze zwycięską miną wysłał, uważając, że nic lepszego wymyśleć by nie mógł. „W jakim sensie „jeszcze”? Wolałbym, żebyś jednak wrócił kiedyś do akademika.” – Otrzymał wiadomość zwrotną. Zdziwił się, Dorian pisał poprawnie, używał polskich liter i każde zdanie kończył odpowiednim znakiem, nie stawiając przed nim żadnej niepotrzebnej spacji. Pierwszy raz pisał z nim przez Internet i pozytywnie się zaskoczył. Nienawidził, gdy ktoś kalał język polski, nawet jeżeli miałaby to być krótka wypowiedź na facebooku czy sms. Może to dlatego, że naprawdę dużo czytał, nie tylko książek. Przyjemność sprawiało mu nawet przeglądanie słowników, lubił zdobywać ciekawą wiedzę, a naukę języka uważał za ciekawą. Tak samo jak matematykę… Z nauką gruntów, jaką miał na studiach, było już gorzej, ciężko wchodziły mu do głowy zagadnienia przyrodnicze i wszystko inne, czego musiał nauczyć się na pamięć. „Ciotki mogły wywrzeć stały uszczerbek na mojej psychice. Nie wiem, czy nie będę musiał szukać pomocy u dobrego terapeuty.” – napisał i aż się zaśmiał, sam nie wiedział dlaczego. Podobało mu się to, że rozmawiał z nim i że on pierwszy do niego napisał. To było… przyjemne. Miał jednak dziwną świadomość, że gdyby to nie Dorian był po drugiej stronie komputera, wcale nie byłby aż tak zadowolony. Bał się, że zaczynał coś czuć… Wiedział jak to jest, w końcu przeżył już jedno zauroczenie i początek zakochiwania się. I doskonale zdawał sobie sprawę, że podobnie jest teraz z Dorianem. Wcale mu się to nie podobało, bo to nie był materiał na faceta. Po pierwsze, praktycznie nic o nim nie wiedział, żyli w zupełnie dwóch różnych światach, druga sprawa (i chyba najważniejsza), on raczej nie był gejem. Mateusz nie potrafił go wyczuć – nie, żeby kiedykolwiek, kogokolwiek potrafił wyczuć. Miał z tym ogromne problemy, dlatego potrzebował od drugiej osoby oznajmienia prosto w twarz: „tak, jestem gejem”. A Dorian nigdy mu tego nie powiedział, co więcej, co chwilę widział go z inną dziewczyną. Chociaż widział go kilka razy z Piotrkiem w dwuznacznej sytuacji. Ale i tak nie miał pojęcia na czym stoi, musiałby chyba zobaczyć ich całujących się, żeby zrozumieć. Dorian traktował go jak śmiesznego kumpla, nie było innej możliwości. Fajny znajomy z pokoju obok, trochę geek, dziwny, ale dało się z nim porozmawiać, bo jest w miarę ogarnięty – pewnie tak o nim myślał. „Jak przyjedziesz wezmę cię na piwo. Nie ma mowy, byś był niezadowolony z takiej terapii.” – odpisał, a Mateusz od razu przestał zastanawiać się, jak widzi go Dorian. Uśmiechnął się szeroko jak ostatni idiota. Z pewnością, gdyby ktoś stał obok, uznałby, że jest chory psychicznie, ale nie bardzo go to w tamtej chwili obchodziło, więc dalej szczerzył się do monitora i zaraz zabrał za odpisanie. „Nie ma mowy. Nie będę pił nic, co zawiera alkohol. Ten raz na początku roku mi wystarczy.” – Wcisnął enter, cały zadowolony i jak na szpilkach czekał na odpowiedź. Od razu zobaczył szarą informację w dole rozmowy: „Dorian pisze…” „Kawa i lody?” „Brzmi jak randka.” – Serce waliło mu w piersi jak szalone. Sam nie wiedział po co mu to wysłał, ale kiedy nacisnął przycisk, było już za późno. Wiadomość poszła i nie było odwrotu. „Może. To co, kwiatka ci kupić?” – Otrzymał odpowiedź i momentalnie się roześmiał, a całe napięcie z niego zeszło. Już zabierał się, żeby coś napisać, gdy usłyszał walenie w ścianę i krzyk mamy: – Co się tak chichrasz na fest? Ciszejże bądź! Mateusz od razu się uciszył. To nie było normalne, że śmiał się na cały głos o dwunastej w nocy, musiał się trochę opanować. „Dobra. W takim razie jesteśmy umówieni” – To już napisał z rumieńcem na twarzy, zupełnie jakby Dorian miał siedzieć naprzeciwko niego i wszystko widzieć. Czuł, jak mu serce łomotało w piersi, kiedy czekał na odpowiedź. „Okej. W środę nie mamy zbyt wiele zajęć, więc idziemy na te twoje lody.” Mateusz przełknął ślinę i uśmiechnął się pod nosem. Nie wiedział, czego miał się spodziewać po tym wyjściu. Dorian pewnie nie traktował tego poważnie i on też nie powinien. Lepiej było trzymać się koleżeńskich stosunków, nie chciał przecież pakować się w coś, co i tak nie miałoby sensu. Zakochanie się w kimś takim jak Dorian byłoby najgorszą rzeczą jaką mógłby zrobić, ale nie myślał o tym, kiedy w rozmowie zeszli na inne tematy. Pisało mu się fajnie, miał jednak po raz pierwszy w życiu wrażenie, że to nie to samo co wymiana poglądów w cztery oczy. Zawsze wybierał internetową rzeczywistość, była znacznie lepsza od tej realnej, bo łatwo było kogoś poznać, nie musiał przejmować się każdym wypowiedzianym słowem. W końcu, teoretycznie, mógł być kim chciał. Ale i tak wolałby rozmawiać z Dorianem, mając go przed sobą, słyszeć jego głos i śmiech, jego docinki. Patrzeć na tę jego twarz z masą żelastwa i stwierdzić, że kolczyki mu pasują, tak samo zresztą jak i tatuaże. Rozmawiali jeszcze długo… Bardzo długo. Całkowicie się w tym zatracił, nawet nie zauważył, że jego playlista się skończyła i że z głośników nie wydobywa się już żadna muzyka od, co najmniej, jakiejś godziny. „Jezu, serio, mieszkasz na wsi? Masz krowy, konie, świnie, kury?” „Tylko krowy i kury. Kiedyś mieliśmy konia, ale to jak tata żył i się nim zajmował” – odpisał z lekkim uśmiechem na ustach. Nie patrzył już na zegarek, bo przeraziłby się, jak długo trwała ich rozmowa i miał wrażenie, że Dorian także się w to wciągnął. Nie musiał długo czekać na jego odpowiedzi, pojawiały się natychmiastowo. „To gdzie ty mieszkasz? W sumie masz całkiem fajnie.” „Za Świeciem, Stwolno Wielkie, na bank nie wiesz, gdzie to jest.” – Zagryzł wargi w oczekiwaniu na jego odpowiedź. „No nie. Nie jestem stąd.” „A skąd?” – zapytał. Właśnie, nawet nie wiedział skąd Dorian pochodził. „Zgaduj.” Mateusz zmarszczył brwi i zastanowił się, do jakiego miasta pasowałby mu Dorian. Z pewnością do jakiegoś dużego, tylko czego szukałby w przeciętnej Bydgoszczy? Nie było to przecież miasto akademickie, dlaczego nie wybrał Torunia? Godzinę drogi stąd, nie zrobiłoby mu to zbyt wielkiej różnicy. Dorian był jak człowiek zagadka – doszedł do wniosku, na pierwszy rzut oka wydawał się być zakochanym w sobie bucem, ale wystarczyło go poznać, by odkryć, że to całkiem miły chłopak o nieco zbyt dużym ego. „Warszawa, Poznań, Wrocław, Kraków, Gdańsk, Łódź?” – wypisał wszystkie miasta, które przyszły mu do głowy. „Nie ustrzeliłeś. Z Bielsko-Białej.” – Mateusz aż otworzył szerzej oczy. Przyjechał z samego końca Polski do takiego miasteczka jak Bydgoszcz? Jasne, Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy miał dosyć dobrą renomę, ale to tylko w ich województwie. W całej Polsce były setki lepszych uczelni, a nawet, jeżeli szukałby czegoś gorszego, byleby tylko tam się dostać, to przecież znalazłby coś w swoim rejonie. „Dlaczego akurat UTP? Nie rozumiem cię” – napisał mu i ze zniecierpliwieniem czekał na odpowiedź. „Przed UTP były dwa inne. Po prostu szukałem swojego miejsca i wydaje mi się, że wreszcie je znalazłem. Podoba mi się tu, fajni ludzie, przyjemne miasteczko. Jest cicho, ale nie na tyle, by nie było dobrych imprez.” – Zdziwił się. Nigdy by się czegoś takiego nie spodziewał po Dorianie, wydawało mu się, że ciągnęło go tam, gdzie było głośno. Bydgoszcz dopiero się rozwijała akademicko. „Wydawało mi się, że wolisz miasta, gdzie się więcej dzieje.” „No widzisz. Studiowałem już w Krakowie i Wrocławiu, nie podobało mi się, bo właśnie za dużo się działo. No i chciałem być jak najdalej od Białej.” – Mateusz już dalej nie wypytywał. Czuł, że w tym momencie powinien zmienić temat i tak też zrobił.
***
Mateusz czuł dziwną ulgę, kiedy zapiął swoją małą torbę (na wyjazd nie zabrał zbyt wielu ubrań, nie chciałoby mu się tego wszystkiego dźwigać) i schodził na dół. Za godzinę odjeżdżał mu autobus do Bydgoszczy, znów wróci do tego śmierdzącego, rozpadającego się akademika i wcale go ta wizja już tak nie przerażała jak na początku, gdy się do niego wprowadzał. Uśmiechnął się do młodszego o rok brata, który specjalnie wyszedł ze swojego pokoju (a to naprawdę duży wyczyn dla niego, prawie całe swoje życie spędzał przed komputerem, odchodził od niego tylko wtedy, gdy mama na niego wrzeszczała i kazała zająć się gospodarstwem), by się z nim pożegnać. – Zadzwoń do mnie później i powiedz, jak poszły ci matury próbne – powiedział do niego i uśmiechnął się lekko. Z Felkiem miał całkiem dobry kontakt, byli do siebie bardzo podobni. Obaj trzymali się na uboczu i nie wychylali nieproszeni, a także obaj znaleźli swoje życie w Internecie i książkach. Mieli naprawdę masę wspólnych tematów. – Jasne. Obyś przeżył do świąt. – Zaśmiał się i wsunął dłonie do wytartych dżinsów, wiszących mu na kościstym tyłku. – Będziesz studentem to pogadamy. – Pchnął go zaczepnie w ramię i ruszył do kuchni, żeby powiedzieć jeszcze mamie, że już wychodzi. – No tak jedziesz? Tak? Z pustymi łapami, czekajże, dam ci weki, co to robiłam latem. Nic pewnie tam nie jesz! – mruczała pod nosem, a Mateusz z przerażeniem patrzył na to, co mama pakowała mu do worka (chyba spali się ze wstydu, jak wyjdzie do ludzi z siatką z Biedronki). – Mamo, ale to za dużo – jęknął. – Przecież muszę to jeszcze dotaszczyć do akademika. – Czym dziób – warknęła jedynie i wróciła do pakowania, a on mógł tylko patrzeć. Nagle ciszę w domu, przerywaną lekkim pobrzdękiwaniem radia PIK, rozgromił głośny pisk nadchodzącej wiadomości. Sięgnął więc do kieszeni po swój telefon i momentalnie zaczerwienił się, sam nie wiedząc dlaczego, na widok smsa od Doriana. Serce mu łomotało przyjemnie w piersi, gdy go odczytywał, nie zwrócił nawet uwagi na czujny wzrok mamy i brata. „Dobrze, że już dzisiaj wrócisz.” – Dziewczyna? Ano, to musisz mi ją przedstawić – skomentowała mama, a on jedynie uśmiechnął się krzywo. Wszystko byłoby prostsze, gdyby to była dziewczyna, pomyślał i zaraz jednak się poprawił – wszystko byłoby prostsze, gdyby to był ktokolwiek inny niż Dorian.
  • Love
  • Save
    Add a blog to Bloglovin’
    Enter the full blog address (e.g. https://www.fashionsquad.com)
    We're working on your request. This will take just a minute...