Twardy tyłek

Zleciłem Spotify odtworzenie najnowszego albumu Dirty Loops, zapach kawy unosi się wokół mojego biurka. Brzmi jak cudowny poranek? Dochodzi czwarta i myślę o byciu nieszczęśliwym człowiekiem.

Dla wyjaśnienia - czwarta rano. Albo w nocy. Nie wiem, gdzie jest magiczna granica pomiędzy nocą, a dniem. Może dlatego, że mój dzień zwykle zaczyna się wtedy, kiedy wszyscy już dawno się rozkręcili, a kończy późno w nocy. A jeszcze częściej nad ranem. Tylko, że nie wiem, gdzie jest ta granica. Cholera, no!

Siedzę tak w nocy(dzień?) i robię projekt. Współczynniki korelacji wielorakiej badam sobie, liczę mediany, odchylenie standardowe i inne pasjonujące wartości. Jestem, mniej więcej, w połowie pracy, a deadline, który ma mnie dopaść za kilka godzin skutecznie motywuje do dalszego działania. Liczę zatem dalej.

Robię projekt, który w życiu nie przyda mi się raczej w ogóle. Tak, jak 80% przedmiotów na studiach. Dzięki nim nie wychowam dzieci na porządnych ludzi, nie spełnię swoich marzeń, nie polecę do Japinii. Ani Londynu. Ani nawet Łomży. Klepię kolejne strony dokumentacji nic nie wartego programu, który nie wiadomo co liczy. Czuję, jak czas przelatuje mi przez palce.

Nie śpię od 48 godzin. Zjadłem obiad, wypiłem dwa energetyki. Byle nie zasnąć. Podświadomość mówi coś do mnie, ale przez krążący wokół mnie sen słyszę ją dopiero za drugim razem.

Widzisz Krzychu jak wyglądasz? Nie śpisz od dwóch dni, marnujesz czas na coś, czego szczerze nienawidzisz. Uciekają godziny, które mógłbyś przespać po to, żeby obudzić się rano i w pełni sił zrobić coś, co lubisz. Zamiast tego masz przed sobą 10-stronicowy plik, którego nikt pewnie nawet nie sprawdzi. To żałosne.

I masz rację, głosie znikąd. To naprawdę gówniane uczucie! Musieć robić coś, czego się nie znosi. W pracy, w domu, w związku. Nieustanne kompromisy i świadome pozbawianie się szczęścia. Wybieranie drogi pełnej dziur, na której nawet najmniejszy podskok przeraźliwie boli i hamuje na każdej możliwej płaszczyźnie.

Jestem szczęśliwym człowiekiem, którego dwa razy w roku dopada depresja, a jedynym wyjściem z sytuacji jest zaciśnięcie zębów i wzięcie się w garść. Chociaż jest fatalnie, chociaż wydaje mi się, że marnuję czas i zdrowie, nie potrafię odmówić. Rzucić wszystko i pójść pod prąd.

Wiesz, nawet nie chcę tak robić. Nie chcę rzucać studiów. Nie chcę niczego zmieniać. Bo czuję, że idę właściwą drogą i zmierzam w kierunku finalizacji tego, co wymyśliłem sobie 7 lat temu.

Co z tego, że to droga pełna dziur i nierówności? Dotarcie nią do celu będzie dla mnie większym wyczynem, niż jazda nową autostradą. Twardy tyłek przydaje się w życiu.

Chcę go mieć! Nawet bardziej, niż Macbooka Air.

  • Love
  • Save
    Add a blog to Bloglovin’
    Enter the full blog address (e.g. https://www.fashionsquad.com)
    We're working on your request. This will take just a minute...