Tak bardzo się myliłem

Był jakiś nijaki. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, a mimo to nie znosiłem jego obecności. Moja babcia za nim przepadała, znajomi wychwalali pod niebiosa, a mnie zwyczajnie wkurwiał. Tym, że był.

Nie lubię konkurencji. Wiem, bez zdrowej rywalizacji nie ma zabawy, nie ma emocji, nie ma adrenaliny. Ale w tym przypadku wolałem, żeby w ogóle nie istniał! Żeby zapadł się pod ziemię razem chorobami, wojnami i czarnymi żelkami. Ze wszystkim tym, co parszywe i kradnące pozytywne wspomnienia. A skoro mowa o konkurencji - uwielbiały go prawie wszystkie dziewczyny, z którymi się widywałem. Kosa między żebra i nóż w serce za każdym razem, gdy przy okazji spotkania na głupią kawę rozmowa schodziła na jego temat. Jej rozmarzona mina kontra zdegustowany grymas na mojej gębie. Ciężko było z tym żyć.

Jestem upartym gościem. Zmiana mojego zdania i przyzwyczajeń to zdecydowanie nie te sprawy, które ewoluują z dnia na dzień. O ile w ogóle mogą ewoluować. Czasami pierwsze wrażenie ma na mnie tak ogromny wpływ, że niesamowicie trudno mi jest usiąść obok jakiejś osoby i zacząć rozmowę. Szczególnie jeśli tego kogoś nie lubię.

Mogłem się o tym przekonać tego feralnego popołudnia. Jakoś niefortunnie się złożyło, że znowu na siebie wpadliśmy. Tym razem na imprezie u znajomych. Cholera jasna, ja i moje szczęście. Początkowo zastanawiałem się, czy pod pretekstem wypadu po alkohol nie powinienem wyjść i nigdy nie wrócić, ale ostatecznie stchórzyłem. Cykałem jak świerszcz.

To znowu jego wina. Na szczęście nie miałem z nim wtedy żadnego kontaktu, ale jak bywało wcześniej - nadal strasznie przeszkadzała mi jego obecność. Przez cały wieczór nawet na niego nie spojrzałem. I dopiero wtedy szczerze go znienawidziłem.

Aż do dzisiaj.

Znowu się spotkaliśmy. Od ostatniej konfrontacji minęło dobrych kilka miesięcy. Słońce świeciło mi w twarz. Zmrużyłem oczy i wykonałem gest, którego znaczenie i powaga dotarły do mnie dopiero po chwili. Nigdy bym się tego po sobie nie spodziewał. Szczerze mówiąc, do teraz w to nie wierzę. Surrealistyczne uczucie, które stało się faktem. Sen na jawie. A właściwie koszmar na jawie, choć okazał się czymś absolutnie przyjemnym.

Wyciągnąłem do niego rękę. Na zgodę. Po to, żeby mieć czyste sumienie i nie taplać się w błocie, z którego i tak długo nie wychodziłem. Wyciągnąłem przyjazną dłoń do jednego z najgorszych wrogów.

Znowu polubiłem cynamon. A nie lubiłem.

  • Love
  • Save
    Add a blog to Bloglovin’
    Enter the full blog address (e.g. https://www.fashionsquad.com)
    We're working on your request. This will take just a minute...