Pierwsze wyjście na scenę obfituje w emocje porównywalne do tych, jakie towarzyszą zakupowi Macbooka albo pierwszemu razowi. Czujesz się jak władca, jesteś zwycięzcą, któremu zazdroszczą wszyscy na widowni. Czujesz, że możesz wszystko, a potem wykładasz się na najprostszym przejściu. Na szczęście są teledyski, w których, dzięki Bogu, liczą się głównie zdolności aktorskie i skłonność do autolansu.
Nic więc dziwnego, że występy w wideoklipach śnią mi się po nocach, bo idealnie do nich pasuję. Tak sądzę i na pewno tak jest, a jeśli ktoś myśli inaczej to… Chrzanić to, ja wiem lepiej.
Po 5 filmowych scenach, które chciałbym przeżyć i takiej samej ilości sytuacji, których wolałbym uniknąć, przyszła pora na podróż w świat teledysków, czyli często jedynego elementu, ratującego singiel przed opluciem i zwróceniem na niego zjedzonego obiadu. A przepis jest prosty - cycki, ładne dziewczyny i kolorowe obrazki. Ale nie wszystkie dzieła muzycznej kinematografii są tak banalne i przewidywalne. A niektóre sa tak eleganckie, że mimowolnie trafiły na listę teledysków, w których mógłbym wystąpi. Bum - oto ona! :)
Na pierwszy ogień idzie (prawie że) hollywódzka produkcja z wybuchami, pościgiem, przepoconym podkoszulkiem i nieustraszonym Levinem. Kręcenie tego klipu musiało wiązać się z mnóstwem wrażeń. A ja bardzo lubię mocne wrażenia. Chciałbym.
Dziewczyna też jest ładna. Dublowałbym.
Epizod w tym teledysku zrealizowałem po części, biorąc udział w Happy Racibórz, ale za kilka sekund w amerykańskim klipie Pharrella byłbym w stanie oddać swoją porcję owsianki. Naprawdę. Te ruchy, te tła, te klimaty. Zazdroszczę każdej osobie, która wystąpiła w filmie powyżej. Bez kitu.
Kawałek, który kilka miesięcy temu wałkowałem przez dobry tydzień, doczekał się niedawno teledysku (tego wyżej). A tam co? John i Katy na wierzgającym byku.
Gdyby kobieta patrzyła na mnie tak, jak Kaśka na Janka, byłbym w siódmym niebie, a z każdego wpisu na blogu wysypywałyby się kilogramy cukru. Trzcinowego.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem ten klip pomyślałem sobie, że skoro oni nie potrafią tańczyć, ja też nie potrafię, a wyszedł im TAKI teledysk, to moglibyśmy się tam całkiem nieźle bawić. Od tego momentu oglądam to wideo przed każdym wyjściem do klubu, ćwiczę przed lustrem i modlę się, żeby dj puścił właśnie ten kawałek.
Później, kiedy na parkiecie everybody shufflin’, dochodzę do wniosku, że lepiej idzie mi w innych utworach. Ale i tak lubię ten teledysk i chętnie zamieniłbym się z tym, który wygląda trochę jak Yuri Drabent albo tym drugim. Fajne ciuszki, na plus.
Jeśli wydawało Ci się, że wszystkie teledyski, które wybrałem, są bardzo serio to ten podpunkt musi być dla Ciebie szokiem. I wcale Ci się nie dziwię. Dziwię się za to sobie, bo teledysk disco-polo to nie przelewki. To wyższa szkoła jazdy, głównie tej PRowej. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jeden występ w produkcji tego typu może oznaczać brak szacunku w społeczeństwie. Wiem, że koledzy nie chcieliby ze mną rozmawiać, a dziewczyny omijałyby mnie szerokim łukiem. Dokładnie tak, jak teraz - kiedy prowadzę bloga.
Ale czy będę miał kiedyś okazję pochodzić po obszarze wyłączonym z ruchu? Czy kiedykolwiek stanę z kumplami na dachu? Czy spotka mnie kiedyś sytuacja, w której założę taką koszulkę i zagram na gitarze elektrycznej do podkładu disco w rytmie polo?
Chyba nie. A to dopiero musi być przeżycie.
Moje propozycje już znasz. Teraz pora na Ciebie i Twoje teledyski!