Natalia

Powrót do naturalnego koloru włosów – Just.





Po długiej przerwie spowodowanej, jak się pewnie domyślacie, problemami zdrowotnymi, powoli wracam do codzienności. Ze względu na ból głowy rzuciłam wszystko i wzięłam tydzień urlopu, podczas którego odwiedzałam gabinety lekarskie i laboratoria, a przy okazji odpoczywałam w rodzinnym domu i zwiedzałam okolice. Lekarskie tournee ciągle trwa, więc przede mną jeszcze kilka tygodni zmagań. Na szczęście dzięki lekom czuję się znacznie lepiej, ale jeszcze nie jest idealnie. Trzymajcie kciuki, żebym mogła normalnie funkcjonować. :)

Wracając do tematu posta, moda na zapuszczanie naturalnych włosów trwa w najlepsze, a wiosna to najlepszy moment na podjęcie decyzji o odstawieniu farby. :) Dziewczyny, które wracają do naturalnego koloru potrzebują dużo motywacji, dlatego dziś oddaję w Wasze ręce historię Just., naturalną szatynkę, która potrzebując odmiany postanowiła zmienić kolor swoich włosów na karmelową czekoladę.



Październik 2011 Włosy świeżo po farbowaniu miały rudawy kolor.


"Swoją przygodę z farbowaniem włosów zaczęłam dość późno, bo dopiero w wieku 21 lat (4 lata temu). Wcześniej zdarzało mi się malować je szamponetkami kaloryzującymi, ale kolor najczęściej dość szybko się wypłukiwał i już po 2 miesiącach od zabiegu, znów cieszyłam się moimi naturalnym kolorem włosów – szatynem.
Jak zobaczycie na zdjęciach jestem posiadaczką włosów kręconych, bardzo cienkich, dość gęstych, bardzo, bardzo plastycznych, obecnie niskoporowatych, ale z natury dość suchych. Z góry przepraszam, że nie mam do zaprezentowania pięknych, przemyślanych i zaplanowanych zdjęć z tamtego okresu. Niestety wspominam go koszmarnie, nie mogłam patrzeć na to co mam na głowie, a tym bardziej nie chciałam tego uwieczniać. Teraz oczywiście bardzo tego żałuję, bo przydałyby się na rzecz tej serii.
Będąc na studiach postanowiłam trochę poszaleć i z pomocą mamy przefarbowałam się na kolor nazwany na opakowaniu karmelową czekoladą. Byłam znudzona moim ciemnym i mysim kolorem włosów, a jednak bardzo pragnęłam mieć na głowie złoty odcień. Po koloryzacji najczęściej moje włosy były rudawe, ale kolor szybko wypłukiwał się do mojego upragnionego złotego koloru.
2011 Po paru myciach kolor wypłukał się do złotego blondu.
Między czasie byłam uzależniona od pianek do włosów, które w ogromnej ilości nakładałam dzień w dzień, nie zwracając uwagi na to, że mają w składzie alkohol denat. Z koloru byłam zadowolona. Malowałam włosy przez pół roku, średnio co 1,5 miesiąca. Już po 3 koloryzacjach zauważyłam, że mojewłosy stały się słabsze tzn. łamały się, rozdwajały, były bardziej suche niż normalnie, szorstkie w dotyku i strasznie się puszyły.
Luty 2012 Jedyne zdjęcie z tamtego okresu, na którym włosy prezentują się dobrze. Zakręciłam je wtedy na papiloty.
Widząc jak bardzo ucierpiały, zaczęłam szperać w Internecie i wtedy to też stałam się początkującą włosomaniaczką. Niestety mimo ogromnych starań w pielęgnacji, włosy i tak były bardzo zniszczone, farba działa jak typowy rozjaśniacz i mocno je popaliła. Wtedy zrozumiałam, że jedynym dla nich ratunkiem jest zaprzestanie farbowania. I tak też się stało.
Sierpień 2012 Włosy na długości są bardzo suche, zniszczone i spuszone.
Wpadłam jednak w sieć manii długich włosów i za żadne skarby nie można było mnie namówić na obcięcie zniszczonych włosów. I tak oto bez radykalnego cięcia (włosy miałam średnio do łopatek) schodziłam z koloru niecałe 2,5 roku.
Wrzesień 2012
Między czasie próbowałam je przyciemniać naturalnymi sposobami. W ruch poszła płukanka z kory dębu, ale nie przyniosła żadnych pozytywnych rezultatów, jedynie jeszcze bardziej przesuszyła mi moje włosy. Nawet dzisiaj płukanki ziołowe im szkodzą. Parę osób doradzało mi, abym zafarbowała włosy na zbliżony kolor do mojego naturalnego lub zrobiła jakieś pasemka, które maskowałyby to brzydkie przejście, kontrast. Nie zgodziłam się i bardzo się z tego cieszę :)

Luty 2013

Przez ten czas używałam dużej ilości produktów do włosów, ale najlepiej wspominam odżywki bez spłukiwania, gdyż one jako jedyne były wstanie zamaskować moją szopę na długości i ją zdyscyplinować np. serum Radical ze skrzypem polnym. Pomimo, że włosy były wysokoporowate, to nie znosiły protein… dosłownie żadnych!


Moim sprzymierzeńcem były też odżywki w spreju, niezastąpiony Gliss Kur, choć inne też dobrze się w tej roli spisywały. Używałam delikatnych szamponów do mycia włosów. Na pewno do moich błędów należało unikanie odżywek bez silikonów, ale w blogosferze istniał ogólny hejt do tego składnika, a silikon długo uważany był za zło, dopiero od niedawna wrócił do łask.

Unikałam żeli (prócz siemienia) i pianek do stylizacji. Nigdy nie używałam też suszarki, bo nie miałam takiej z zimnym nawiewem. Nie używałam również żadnych przyrządów, które bazują na cieple, czyli prostownicy, lokówki itp.

Ostatnich partii żółtych włosów pozbyłam się w styczniu 2014 roku. W sumie cieszę się już ponad rok naturalkami i powoli je zapuszczam.


Wrzesień 2014



Teraz kiedy wreszcie pozbyłam się malowanych włosów i moja pielęgnacja jest bogatsza, moje włosy bardzo się zmieniły. Już tak się mocno nie kręcą, są bardziej wygładzone i cięższe. Nigdy wcześniej takich włosów nie miałam.

Cała ta przygoda nauczyła mnie bardzo wielu rzeczy. Przede wszystkim zaczęłam doceniać matkę naturę, która obdarzyła mnie bardzo ładnym kolorem włosów i nie zmieniłabym go już za żadne skarby świata. W przyszłości zamierzam cieszyć się jak najdłużej moim naturalnym kolorem, a gdy tylko osiwieję wybór farby będzie na pewno lepiej przemyślany."





Just. możecie znaleźć też na jej blogu, z-punktu-widzenia-moich-wlosow.blogspot.com. :)


  • Love
  • Save
    1 love 1 save
    Add a blog to Bloglovin’
    Enter the full blog address (e.g. https://www.fashionsquad.com)
    We're working on your request. This will take just a minute...