Łucja

Fiord, Muzeum, Lodowiec






Po powrocie z Norwegii po raz kolejny sięgnęłam po wyjątkową książkę: "Krystynę córkę Lavransa" Sigrid Undset... Teraz, ta wspaniała powieść stała się dla mnie bardzo bliska z tą swoją skandynawską magią i surowością natury... Noblistka ukazuje w niej norweskie krajobrazy, piękno przyrody, trudy średniowiecznego życia codziennego... I mimo, że została napisana prawie 100 lat temu to upływ czasu nie zaszkodził jej a opisy przyrody cały czas są aktualne... Znam niemal na pamięć tę książkę... A mimo to wracam do niej i czytam z ogromną przyjemnością...




Tego dnia w Norwegii pogoda była bardzo zmienna... Kolejny raz dała nam dowód swej kapryśności... Niemal przez cały dzień przypominała, że mamy do czynienia z klimatem skandynawskim... O poranku obudził nas padający deszcz, który przeszedł w mżawkę... Było pochmurno i zimno a na dodatek wiał wiatr... Na chwilę pokazało się też słońce... Po drodze zatrzymujemy się by podziwiać majestatyczne wodospady. Z wielkim hukiem spadają kaskadowo po zboczach gór... Spływają z ogromną siłą i energią... Bardzo zimna woda rozpryskuje się na wszystkie strony... Kwitnące polne kwiaty, cudowna zieleń drzew, paprocie i mchy cały czas zwracają moją uwagę, przykuwają wzrok...







Najpierw jednak przeprawa promem przez Sognefjord... Ten fiord jest najgłębszym i najdłuższym fiordem w Norwegii... Ciągnie się 203 km w głąb lądu... My tylko płyniemy promem na drugą stronę fiordu... Rejs trwa około 20 minut... Jedziemy zobaczyć lodowiec.... Mamy nadzieję, że uda nam się przeżyć spacer na lodowym tworze... Ten żywy, poruszający się twór jest tajemniczy, dynamiczny i ciągle się zmieniający... Niestety, w tym dniu z powodu deszczu nie organizowano żadnych wejść... Trochę nam żal. No cóż, musimy to przeboleć... Udajemy się do Muzeum Lodowców w Fjærland... Tam w specjalnym pomieszczeniu "przeszliśmy pod lodowcem". Usłyszymy jakie wydaje dźwięki, jak trzeszczy, skrapla się woda, odpadają kawałki lodu do fiordu... Masy lodu są przecież w nieustannym ruchu, pękają wielkie bloki lodu, robią się ogromne szczeliny... W muzeum przedstawiono bardzo ciekawe eksponaty, historię powstawania lodowców, Ötzi'ego, mamutów... Na koniec pokazano przepiękny film przedstawiający norweskie lodowce...







Jeszcze krótki spacer po okolicznych łąkach i jedziemy zobaczyć jedno z ramion lodowca Almerinden... Muszę przyznać, że dla mnie lodowiec jest atrakcją widokową... Jego jęzor potrafi w ciągu kilku lat przyrosnąć o kilkaset metrów albo o tyleż się stopić... Wytapiająca się woda zamienia się w rwące rzeki i wodospady... Dostrzegłam jęzor ze sporej odległości... Kusił mnie coraz bardziej swym pięknem i ... niebieskim kolorem. Niebieskim kolorem? czy ktoś wylał na jęzor ultramarynę? Nic bardziej mylnego... To tylko optyczne złudzenie... Lód tylko wydaje się niebieski ponieważ nie ma tlenu... Wystarczy wziąć do ręki kawałek oderwanego lodu i popatrzeć pod światło, okazuje się, że jest przeźroczysty...




Jęzor lodowca wygląda jak inna planeta... Mieni się kolorami turkusu, seledynu, błękitu... Obłędnie wygląda ta mieszanina barw... Patrzę na jego strukturę... Przepiękna ale i bardzo ciekawa... Soczysta, wprost nienaturalna zieloność poszycia i jęzor lodowca tworzą zachwycający widok... Po skałach spływają strumienie, to tak jakby płakał lodowiec... Aż trudno mi uwierzyć, że jęzor liczy wiele tysięcy lat... Mnie zadziwiły cuda natury i niezmienione krajobrazy od wieków... Mam nadzieję, że kiedyś tutaj wrócę... Pogoda dopisze i wtedy udam się na spacer po lodowcu...






Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze... Życzę miłego weekendu... Pozdrawiam wszystkich serdecznie...

  • Love
  • Save
    Add a blog to Bloglovin’
    Enter the full blog address (e.g. https://www.fashionsquad.com)
    We're working on your request. This will take just a minute...